To już rok, jak nasz wielki czerwony fotel, na którego oparciu wygniataliśmy lożę, został sprzedany. Do dziś uważamy ze Stefanem, że to niepowetowana strata. Do dziś też nie doczekaliśmy się niczego w zamian. Co prawda Ona przebąkuje od czasu do czasu o nowym fotelu, jednak do końca nie wiadomo, czy ma na myśli fotel rekreacyjny czy też służbowy. Potrzebne są oba, a że ostatnio nie przelewa się nam, pewnie wystarczy tylko na służbowy. Może dzięki temu zacznie się przelewać.
Z braku lepszego rozwiązania wygniatamy sobie nowe loże w oparciu sofy. Przy okazji zadzieramy pazurami narzutę, którą Ona kupiła za trzydzieści kilka złotych i denerwuje się, gdy ją zaciągamy. Narzucie faktycznie łatwo wyciągnąć nitkę. Niespójna taka jest i niezbyt ścisła, ale to przecież nie nasza wina, tylko projektanta.
Tymczasem na miejscu nieodżałowanego fotela leży teraz poduszka, która jedynie kolorem może do niego nawiązywać. Jest mała, kwadratowa i służyć ma chyba do klęczenia. Ona kupiła ją zaraz po zniknięciu fotela. Zaprosiła gości i uświadomiła sobie, że nie będzie na czym siedzieć. Poszła więc do sklepu po poduszkę, którą można rzucić na podłogę.
Lubię nawet tę poduszkę. Często leżę na niej przednią połową ciała, a tylna zostaje na dywanie. Nie to, że nie mieszczę się w całości. Nic z tych rzeczy! Po prostu tak lubię. Ona śmieje się wtedy, że klęczę. No, może i klęczę. W końcu, jak już mówiłem, wygląda mi to na poduszko-klęcznik dla niegrzecznych dzieci, więc klęczenie jest tu jak najbardziej na miejscu.
Poduszka wyposażona była oryginalnie w zestaw guzików - cztery z jednej i cztery z drugiej strony. Niczego nie zapinały, były po prostu przyszyte. Ona mówi, że guziki, obciągnięte tym samym materiałem co poduszka, służyły czysto do ozdoby. Pewnego dnia zauważyłem, że spod jednego z nich snuje się nitka. Zahaczyłem pazurem, pociągnąłem, pomogłem sobie zębami, nitka puściła, a guzik odskoczył i poturlał się po podłodze. Zerwałem się i skoczyłem za nim. Pacnąłem go łapą. Potoczył się na panele, po których dalej przemieścił się ślizgiem. Był przecież z materiału! Ja za nim, a on ucieka pod stół. Widzę resztki nitki, którą zahaczyłem pazurem. Podrzucam do góry i łapię. Kątem oka rejestruję Stefana, który obserwuje mnie z zazdrością. Też by popodrzucał sobie guzik, bo to przednia zabawa jest.
W ten sposób pozbawiłem poduszkę sześciu z ośmiu guzików. Pięć urwałem po kryjomu. Przy szóstym przyłapała mnie i zapytała dlaczego zniszczyłem poduszkę, a na dodatek zgubiłem wszystkie oberwane guziki oprócz jednego. No jak to - dlaczego? Musiałem czymś się zająć w oczekiwaniu na nowy fotel!
Pozd.
T.
------------
PS. A Podwładna potwierdza, że zakupy zacznie od fotela służbowego. Teofilowi powinien się jednak spodobać. Inna sprawa, że przeważnie będzie zajęty. ;)
PS 2: Aktualizacja z 22 października - poduszka została pozbawiona wszystkich guzików. ;)