Petunie uschły wcale nie dlatego, że nie były podlewane. Uschły same z siebie, ot tak. Może uznały że już pora na nie. Tak czy inaczej, wysłałem ją po nowe kwiaty, bardziej pasujące do sezonu, który się zaczyna. A potem wzięliśmy się do roboty.
Kupiła wrzosy. Wrzosów jeszcze ci u nas nie było, dlatego powitałem je wylewnie i czule.
Przesadzanie kwiatów to ciężka praca. Pomagałem jej nosić skrzynki, wyrywać uschnięte petunie i pakować je do wora ze śmieciami. Wyjmowaliśmy wrzosy z tymczasowych doniczek i wsadzaliśmy do skrzynek. Dźwigaliśmy wór z ziemią rozsypując na wszystkie strony. Ugniataliśmy ziemię palcami i łapami. Strzepywaliśmy ją z krawędzi skrzynek. Wreszcie - gotowe!
Przeprowadziłem ostateczną kontrolę jakości. Musze powiedzieć, że byłem niezmiernie rad z efektów. Dla pewności nagryzłem jednego wrzosa. Chciałem sprawdzić, czy jest świeży i jędrny. Był. Nie był jednak tak smaczny, jak szczypior z Biedronki ani kwiat z sypialni, dałem więc spokój.
Na koniec wakacji mamy więc nowe kwiaty na balkonie. Teraz będziemy z niepokojem wypatrywać pierwszych przymrozków. Oby jak najdłużej!
Pozdr.
T.
--------------
PS. Pod słowami "Oby jak najdłużej!" Podwładna podpisuje się obiema rekami.