- Teo, co nic nie piszesz na blogu?
- Bo jakoś mi się nie chce, Stef...
- To nich ci się zachce, Teo.
Chorowaliśmy ostatnio. Stef na oko, ja na brzuch. Stefa zaraziła Coco, ktora była u nas na Święta. Ona mówi, że Coco sprzedała Stefowi wirusa. Stef jednak twierdzi, że do żadnej transakcji między nim a Coco nie doszło. Dostał wirusa za darmo. Tak czy inaczej, oko mu się zrobiło mniejsze, czerwone w środku i zaropiało. Sprawa ciągnęła się od stycznia. Były w użyciu różne krople i dopiero ostatnio udało sie kwestię oka ogarnąć.
Podczas jednej wyprawy do weterynarza Stef tak się wiercił w transporterze, że urwał uchwyt. Ona mówiła potem, że bardzo się oboje zdenerowali. Stef, bo wylądował w transporterze na ziemi. Ona - z tego samego powodu. Od tej pory do transportera przyczepiony jest mocny pasek. Ona powiedziała jednak, że mamy się obaj odchudzać. .... .... ....
W odpowiedzi na ten apel dostałem sensacji żołądkowych. Narzygałem o 3 nad ranem i zrobiłem coś o wiele gorszego. Na szczęście zdążyłem do kuwety. Szczegółów Wam oszczędzę, ale tylko dlatego, że Ona nalega. W każdym razie, za karę byłem dwa razy u weta. Dostałem igłą w tyłek i tabletki na wynos. Nie dałem sobie ich jednak zaaplikować. Spieniłem się i zaśliniłem tak, że nie nadążała wycierać.
Już jest ze mną lepiej. Ciągle jednak mam szlaban na jogurt, co mnie wielce smuci. I jak ma mi się zachcieć pisać w takiej sytuacji?
Pozdr.
T.
-------------
PS. Podwładna tym razem nie ma nic do dodania, oprócz tego, że ma nadzieję, iż chłopaki oszczędzą jej kolejnych sensacji zdrowotnych. :)